Co zrobić, kiedy twój mąż jest na diecie, ty jesteś głodna, a nie chcesz go drażnić jakimś fast foodem/nie lubisz gotowych dań/kończy się kasa, a do przelewu jeszcze kilka dni? I na dodatek nie chcesz odchudzać się razem z nim, więc nie zjesz tej jego wspaniałej, osobiście dla niego ugotowanej fasolki? 😉
Ostatnio zbuntowałam się trochę przeciw jedzeniu tych dietetycznych frykasów, szykowanych pod gust mojego mężusia. Może to i dobre, może zdrowe, ale zaczęłam czuć w sobie silny opór. Nie chciało mi się jednak często gotować dwóch obiadów, więc albo łykałam jednak coś z tych rzeczy, ale bez większej chęci, więc zwykle mało, albo leciałam na kanapkach. W efekcie schudłam przez ten czas prawie pięć kilo (niespodziewany efekt uboczny odchudzania mężczyzny), co nie jest mi tak strasznie potrzebne, więc w niedzielę zmobilizowałam się trochę i pomyślałam, że skoro miałam trochę wolnego od jego diety, to zrobię coś dobrego i smacznego dla siebie. Poza tym w lodówce znalazło się trochę rzeczy, których on już nie zje, a szkoda, żeby się zmarnowały. Wyciągnęłam więc na stół to, co znalazłam, i okazało się, że można z tego zrobić całkiem pyszne danie (w zasadzie też fit ;)).
Oto składniki na szybką potrawę (którą nie wiem, jak nazwać, więc stworzyłam hasztag: #kurczakzewszystkimcomaszpodreka):
– kawałek piersi z kurczaka
– pieczarki
– papryka czerwona
– czosnek
– szpinak
– mozzarella.
Na oleju najpierw podsmażyłam czosnek ze szpinakiem, dodałam kurczaka,
pokrojoną paprykę,
a na koniec wrzuciłam pieczarki.
Dolałam troszkę wody (niedużo, bo jak widać, miałam mnóstwo pieczarek), przykryłam i tak się to dusiło około 10 minut. Na koniec położyłam na wierzch plastry mozzarelli.
Do tego trochę ryżu, kuskusu albo makaronu – i voilà! Danie gotowe, żona najedzona i niezmęczona przygotowaniami. Zmywania też mało, bo w zasadzie patelnia i talerz. Lubię takie proste gotowanie. 🙂