Od początku roku mieliśmy problemy z różnego rodzaju infekcjami i kiedy w kwietniu przyplątało się kolejne przeziębienie, postanowiłam tym razem ominąć aptekę i poszukać pomocy w naturze. Pamiętam z dzieciństwa, że na ból gardła rodzice robili często syrop z cebuli albo – wersja dla odważnych – serwowali ząbek czosnku z miodem. Pomyślałam, że trzeba nie tylko wyleczyć infekcję, ale zadbać o naszą odporność, która systematycznie spadała. Internet jest źródłem wszelkiej mądrości, ale tym razem na dobry trop naprowadził mnie newsletter firmy oferującej dowóz zakupów. Był tam przepis na koktajl wzmacniający odporność, dobry podczas przeziębienia. Wypróbowaliśmy – Mąż pewnie bez większego przekonania – i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Przeszło jak ręką odjął!
Ponieważ w newsletterze były też propozycje innych koktajli (relaksujące, a nawet afrodyzjaki), pomyślałam, że może są również koktajle odchudzające. „Może są” – ha! Tego jest mnóstwo! Problem był raczej z wybraniem tych fajniejszych. 🙂
Dla mnie najciekawszym okazał się koktajl kawowo-bananowy. Pierwszy raz zrobiłam go Mężowi na wieczór – a trzeba było posłuchać zaleceń i jednak zaserwować go rano. No cóż, robotę podgonił, za to następnego dnia miał problem ze wstaniem. 😛 Teraz robimy go co kilka dni rano, zamiast śniadania. Jedyne, o czym trzeba pamiętać, to zaparzenie kawy wieczorem poprzedniego dnia, żeby rano nie bawić się w jej studzenie.
W skład koktajlu wchodzą: szklanka kawy (w przepisie jest z jednej łyżeczki, ale to jak kto lubi), banan, dwie łyżki otrębów pszennych, łyżeczka miodu (my czasem rezygnujemy) i dwie łyżeczki jogurtu (ostatnio nie miałam jogurtu, więc zamieniłam na mleko, i Mąż uznał, że nawet lepsze). Wszystko zmiksować w blenderze – i pić. I cieszyć się życiem, bo po takim koktajlu jest siła. 🙂
A żeby koktajle lepiej smakowały, Mąż dostaje je w kuflu od piwa.