Upalne dni nie są łatwe dla nikogo, zwłaszcza gdy spędza się w mieście i na dodatek jest już po urlopie. Co ma zatem powiedzieć facet, który dodatkowo w takie dni jest na diecie?
Mój mąż ma szczęście, bo jadłospis jakby przewidział, że nadejdą upalne dni. Dania w dzisiejszym i jutrzejszym zestawie są lekkie, pożywne – i znowu smaczne. Do tego stopnia, że chyba odbiorą fasoli pierwsze miejsce w rankingu dietetycznych dań.
Zgadniecie, co z tego zestawu tak zachwyciło mojego męża?
Śniadanie – kanapki z pasztetem, oczywiście pomidorek i ogórek
Drugie śniadanie – porzeczki i migdały
Obiad – sałatka z rzodkiewki, brokuła, jajka na twardo z oliwą, jogurtem i pestkami dyni
Podwieczorek – zupa krem z zielonego groszku i szpinaku z jajem na twardo
Kolacja – makaron pełnoziarnisty z truskawkami i jogurtem
Oczywiście, że hitem okazała się zupa. Ja też będę jej fanką, bo udało mi się ją ugotować błyskawicznie i bez próbowania, a wyszła rewelacyjnie. A w takie upalne dni – schłodzona – smakuje jeszcze lepiej. Ja robiłam ją tak:
- Na oleju i oliwie zeszkliłam posiekaną cebulę i czosnek.
- Dolałam bulionu (już wcześniej zagotowałam w oddzielnym garnku) i wrzuciłam groszek (miałam mrożony, ale przed wrzuceniem do garnka przepłukałam go na sitku w gorącej wodzie).
- Kiedy się gotował, dodałam przyprawy (curry i pieprz ziołowy – dlatego nie próbowałam później zupy), a kiedy uznałam, że już jest miękki, dorzuciłam szpinak (też z mrożonki, mniej więcej połowę ilości groszku).
- Po ponownym zagotowaniu i przemieszaniu uznałam, że wystarczy tego gotowania. Wyłączyłam zupę i ją zmiksowałam, dodając w trakcie blendowania mleko kokosowe (szczerze mówiąc, na oko).
- Ponownie postawiłam na ogniu i zagotowałam.
Do zup kremów zazwyczaj dodawałam grzaneczki lub groszek ptysiowy, ale mąż miał w zestawie jajo, to dostał jajo. Nie narzekał. Za to domaga się powtarzania tej zupy, choćby i codziennie. 🙂