Od najbliższego poniedziałku zaczynamy drugi tydzień „wakacji od diety”, tym razem wyjazdowy. Myślę, że będzie dobrze i uda się utrzymać dotychczasowy efekt. A może nawet do domu wróci jeszcze „parę kilo męża mniej ” – i to bez negatywnych skutków, jak w tej scenie z „Misia”? 😛
Nadzieja, że wyjazd będzie wspierał odchudzanie, ma swoje uzasadnienie. Bo po pierwsze – mimo braku konkretnego jadłospisu mąż bardzo się pilnuje, jeśli chodzi o to, co i ile je. Dlaczego więc nagle miałby przestać? Cele i motywacja się nie zmieniły, za to wzrosła nasza świadomość odżywiania się. A po drugie – może ważniejsze – mam nadzieję, że wreszcie znajdziemy czas na jakąś aktywność fizyczną.
Kiedy zaczynaliśmy dietę, planowaliśmy, że oprócz specjalnego jadłospisu mąż będzie się więcej ruszał. Miał zamiar jeździć rowerem do pracy albo chociaż po pracy, może jakaś siłownia czy hantelki w domu, w ostateczności marsze. Skończyło się jednak na tym, że zwyczajnie nie miał siły na żadną aktywność fizyczną. Czy to było osłabienie spowodowane dietą, czy jakąś infekcją, czy nadmiarem pracy – a może wszystkim po trochu – nie wiem. Ale może teraz, na wyjeździe (a wybieramy się nad jezioro), będzie wreszcie można trochę popływać, pochodzić, pograć w piłkę – co na pewno będzie tylko z korzyścią dla nas.
Wracamy 16 lipca i od 17 startujemy z drugim etapem. Będą nowe potrawy, a na blogu też się trochę zmieni. Tymczasem życzę wszystkim odpoczywającym dużo słońca, a pracującym – wytrwałości w realizowaniu ważnych zadań. I nie zapomnijcie wrócić tu za tydzień, gdziekolwiek będziecie! 🙂