5 powodów, dla których ludzie nie wytrzymują na diecie

Dlaczego ludzie, chociaż często chcą schudnąć, rezygnują z diety? Czy to kwestia słabości charakteru, lenistwa? Przecież cel jest taki fajny, a dobrze ułożona dieta powinna być smaczna i sycąca. A jednak często się nie udaje.

Ten pierwszy tydzień drugiego etapu diety upłynął nam z mężem w dużej mierze na… rozmowach o diecie. Ogólnie, nie o naszej, tylko właśnie o ich rodzajach, skuteczności, przyczynach ich podejmowania, trudnościach, jakie napotyka człowiek, który zdecydował się podjąć takie wyzwanie. Zastanawialiśmy się, dlaczego tak ciężko wytrwać na diecie. (I podziwialiśmy, jaki on jest dzielny ;)). Wtedy mąż zdecydował mi się powiedzieć, z jakimi trudnościami on osobiście walczy i jak on widzi czas na diecie. (Kolejność nie odzwierciedla ważności).

1. Diety są pracochłonne

Większość posiłków męża przygotowuję ja, i to nie tylko w kuchni, ale też na tym pierwszym etapie, jakim jest zrobienie zakupów. Oczywiście, zakupy do domu się robi nie tylko podczas diety i ktoś może powiedzieć, że cóż to za wysiłek. Tak, owszem, zakupy się robi. Zwykle jednak mam dowolność i jeśli jednego z produktów nie będzie, mogę zastąpić go innym. Potem mogę ugotować obiad – nawet na cały tydzień, na przykład gar rosołu, który będzie bazą dla kolejnych zup przez cały tydzień, a włoszczyznę i mięsko mogę przetworzyć na sałatkę czy paszteciki, zależnie od chęci. Przy diecie jednak muszę trzymać się wyznaczonych składników i konkretnych potraw, ustalonych i wyliczonych objętościowo/wagowo/kalorycznie/glikemicznie pod konkretnego „pacjenta”, a więc niekoniecznie dla reszty domowników. To wymaga dobrej organizacji i sporo czasu poświęconego tylko temu zadaniu. Jedzenie trzeba przygotowywać również z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby mąż mógł je zabrać ze sobą na następny dzień do pracy. Normalnie nie byłoby problemu – kupiłby sobie coś po drodze, teraz jednak nie ma takiej dowolności.

Kochająca i niepracująca żona oczywiście może temu wszystkiemu podołać, ale nawet ja czasem jestem zła na to, że muszę o tym pamiętać i to robić – a gdybym miała to robić sama dla siebie, byłoby jeszcze trudniej wytrwać. A gdyby sam facet miał to robić dla siebie… Na dłuższą metę chyba niemożliwe. Nawet mój idealny mąż tak twierdzi. 😉

2. Diety są niesmaczne

Tak powiedział mój mąż, a ja się najpierw oburzyłam. Jak to, przecież o tylu potrawach mówił, że są smaczne, aż dziwne. I fasolowy szał, i botwinka, i sałatka grecka, a ostatnio pulpety rybne przecież. Jednak faktem jest, że nasza dietetyczka bardzo poważnie podeszła do kwestii dobrania potraw pod smak i gust męża. Sporo modyfikacji wprowadziłyśmy obie w jego jadłospisie, żeby tylko on zechciał to jeść. 😉 Na przykład w tym miesiącu nielubiana cukinia została praktycznie wyeliminowana z jadłospisu, za to jest dużo więcej warzyw i ogólnie surówek. Wyobrażam sobie jednak, że nie każdy korzysta z usług dietetyka, który wprowadzi odpowiedzialne zmiany, nieszkodzące efektom, a uatrakcyjniające posiłki. Jeśli korzystamy z gotowych szablonów, jakich pełno w kolorowych czasopismach (sama ostatnio taką znalazłam) lub w internecie, to albo się zniechęcimy, albo znajdziemy coś smaczniejszego, ale niekoniecznie odpowiedniego. I wtedy oczekiwanych skutków nie będzie, albo będą przychodzić zbyt wolno. I to kolejny powód, dla których diety nie działają.

3. Diety nie są spektakularne

Kiedy decydujemy się przejść na dietę żeby schudnąć, często chcielibyśmy, żeby efekty były jak najszybsze. To zrozumiałe. Niekiedy spieszymy się, bo zbliża się lato, czasem z innych powodów, ale najważniejsze jest to, że kiedy podejmiemy decyzję, szybki sukces nas bardzo motywuje. Dobrze dobrana dieta pozwala oczywiście ten efekt osiągnąć, jednak często bywa tak, że chudniemy 1–2 kilo na miesiąc. Tak powinno być. Skoro nie tyjemy raptownie (chyba że to skutek choroby), ale właśnie tak stopniowo, to również chudnąć powinniśmy wolno, ale za to systematycznie. Wtedy nie odczuwamy aż takiego osłabienia, organizm uczy się nowego zarządzania zmniejszonymi zapasami, skóra nie traci elastyczności i nie robi się obwisła. Ale to wymaga czasu, cierpliwości i systematyczności. Oraz wytrwałości, a tego nam często brakuje…

4. Diety są wymagające

Dla mojego męża najtrudniejsze w byciu na diecie jest dostosowanie się do nakazów i zakazów. Jemu bardzo zależy na schudnięciu, więc dzielnie stosuje się do wszystkich zaleceń, ale są one czasem bardzo trudne. Samo to, że musi jeść to, co jest w jadłospisie na dany dzień, powoduje jego ogromny dyskomfort psychiczny. Drugą wielką uciążliwością jest regularność posiłków. „To jest niezgodne z naturą mężczyzny” – oświadczył autorytatywnie mąż.

5. Diety są nienaturalne

Nienaturalne jest, że w środku lata nie kupisz sobie spontanicznie loda na patyku czy pół kilo owoców sezonowych – bo nie ma ich w jadłospisie. Nie zjesz nawet jednej malutkiej kiełbaski z grilla, nie wypijesz piwa z kumplem (a takie propozycje zawsze pojawiają się wtedy, kiedy są najbardziej nie na rękę). Nienaturalne jest, żeby przerywać wykonywanie jakiejś czynności – bo czas na posiłek. W pracy przeciągnie się zebranie, rozmowa z szefem, jakieś zadanie wymaga więcej czasu – a tu już trzy godziny minęły. „Sorry, szefie, ale jestem na diecie i muszę zjeść”. Rozkręcanie samochodu na części, malowanie sufitu, nawet zwykły spacer – wszystko ma być przerwane, bo czas na posiłek…

Dieta zakłada systematyczność i stosowanie się do zaleceń, wprowadza rytm, uporządkowanie w spożywaniu posiłków. Dla mnie brzmi to fajnie. Jednak po zastanowieniu muszę przyznać, że faktycznie – ta konieczność regularności jest chyba rzeczą najtrudniejszą do przejścia. Mówimy o diecie dla człowieka dorosłego, prowadzącego aktywny tryb życia, zdrowego, pracującego. I ten człowiek musi w ciągu dnia zjeść pięć posiłków, w miarę regularnych odstępach czasu. Całe życie zaczyna się kręcić wokół tego, a potem i tak dostajesz mikroporcję, która musi wystarczyć do kolejnego posiłku…

Podziwiam mojego męża. 🙂