Mój odchudzający się mąż ma dzisiaj 43 urodziny. 🙂 Na tę okazję już dawno planowałam zaprosić go na romantyczną kolację na miasto, ale nie przewidziałam, że akurat wtedy będzie na diecie! Po konsultacji z dietetyczką znalazłyśmy jednak w menu restauracji dania, które nie narobią specjalnie bałaganu w dotychczasowym rytmie odżywiania, tym bardziej że finalizujemy pierwszy miesiąc odchudzania (!) i zamierzamy zrobić – również uzgodnioną z Małgorzatą – przerwę (o tym niedługo w innym wpisie).
Rano jednak mąż jak zwykle poszedł do pracy i ogromnie mnie zestresował, pisząc po paru godzinach, że w pracy dostał tort. I nie wie, czy może go zjeść. Gonitwa myśli u mnie wyglądała mniej więcej tak (bo oczywiście, nie da się dokładnie spisać tego chaosu):
„Ojej, nie pomyślałam, że w pracy mogą mu coś kupić. Głupio mu zabraniać tortu, który dostał. Może mały kawałeczek nie zaszkodzi. W sumie też planowałam (nielegalnie, czyli bez informowania Gosi) upiec mu na wieczór ciasto… to już nie muszę, niech teraz zje kawałek. Ale na zakończenie miesiąca miał powtórzyć badania, to może wpłynąć na wyniki. Ale to jego urodziny, dostał tort… Dobra, napiszę, żeby zjadł kawałek, ale nieduży”.
I tak chciałam wspaniałomyślnie mu na ten tort zezwolić. 😉 Nagle jednak zastanowiło mnie, że mąż pyta mnie o pozwolenie… więc zapytałam, co to w ogóle za tort (może z marchewki?). W odpowiedzi dostałam zdjęcie:
Smacznego, Kochanie! Masz świetnych przyjaciół w pracy! 🙂