Lato się już pomału kończy, ale odchudzanie męża wciąż trwa! Teraz jednak postanowiliśmy stanąć na własnych nogach. Poprzednie miesiące pokazały nam, jak wzorcowo się odżywiać, czas więc sprawdzić, czy te zdrowe nawyki weszły nam w krew i czy potrafimy sami, bez ściśle wyliczonego jadłospisu, zadbać o wagę i cukier Męża.
Ostatnie dwa tygodnie nie były pod tym względem łatwe. Wcześniej wydawało mi się, że przygotowywanie posiłków było pracochłonne, może czasem nawet uciążliwe, a Mąż marudził, że nie może sam zdecydować, co chce zjeść, tylko ma narzucone z góry. Jednak kiedy mogliśmy sami decydować, okazało się, że sięgamy po te same przepisy. No, prawie. 😉 Pokusa pieczenia/jedzenia ciast i ciasteczek wzrosła, wielkość porcji też nie jest już tak kontrolowana… Ale staramy się, żeby posiłków było pięć (i w rozsądnych odstępach), mąż nie chce już białego ryżu czy pieczywa, domaga się też więcej zup. To niewątpliwa przewaga takiej diety, jaką stosowaliśmy, nad dietą pudełkową, która jest dobra na start. Żeby złapać rytm regularnego jedzenia, żeby się wdrożyć. Ta druga może jest wygodniejsza, ale nie uczy dobrych nawyków żywieniowych. No bo jak? Człowiek nie wie, co je, bo sam tego nie przygotował. My natomiast często przyglądaliśmy się składnikom naszej diety, zastanawialiśmy się, dlaczego właśnie one zostały wybrane – i teraz tę wiedzę próbujemy stosować w praktyce.
Okazuje się jednak to wcale nie takie łatwe. Może więcej już wiemy, czego nie jeść, ale czym zastąpić niektóre rzeczy? Dlaczego nie możemy ugotować zupy na kostce bulionowej i czy na pewno nie możemy? Albo ile jabłek dziennie może zjeść Mąż, żeby nie wpłynęło to na poziom cukru? A może nie wpływa?
Ten miesiąc postanowiliśmy więc przeznaczyć na samodzielną dietę i jednoczesne dokształcanie się. Wiedzy szukamy w ogólnodostępnych źródłach, ale nie oszukujmy się – informacje, których jest mnóstwo, też trzeba dobrze wyselekcjonować. Jeszcze raz postanowiliśmy więc zwrócić się do ekspertów. Mnie na przykład długo zastanawiało, jak to jest z tymi jabłkami. Niby kojarzą się ze zdrowiem, ale wyczytałam gdzieś, kiedyś, że nie należy ich jeść wieczorem, bo tuczą. Nie znalazłam potwierdzenia tej informacji w internecie, ziarno niepokoju zdołałam jednak zasiać. Wreszcie zdecydowałam się zapytać o to eksperta i mam nadzieję, że wkrótce będę mogła zamieścić na blogu jego odpowiedź.
A na razie Mąż przez dwa tygodnie „nie na diecie” schudł 0,5 kg i stracił w brzuchu 2 cm! 😉