W niedzielę kończymy pierwszy etap diety. Ponieważ w weekend nie piszę (odpoczynek należy się i mi, i czytelnikom), dzisiaj podejmę się zadania stworzenia naszego prywatnego rankingu – czyli które dietetyczne dania z ostatniego miesiąca najbardziej smakowały mojemu mężowi.
Śniadanie
Za najsmaczniejsze zestawy mój mąż uznał po prostu kanapki. Z ciemnego pieczywa, z serem białym, jajkiem na twardo czy wędliną – w zasadzie obojętne. Byle można było do nich dołożyć pomidory, ogóreczki i/lub rzodkiewkę oraz, oczywiście, sałatę. Najniżej w naszym wspólnym rankingu jako danie śniadaniowe stały natomiast placki z serka wiejskiego i mąki razowej.
Drugie śniadanie
Okazuje się, że mężczyzna może spokojnie zjeść wióry z kefirem czy jogurtem i przeżyć. Ba, nawet potem pisać do żony, że niezłe. 😉 Na pewno jest to zdrowe śniadanie i myślę, że to dobra dietetyczna przegryzka. Oczywiście, zawsze lepiej, jeśli mógłby zjeść sezonowe owoce, a już na pewno – jabłko, ale tego też było sporo w jadłospisie. Zasadniczo więc drugie śniadania były fajne.
Obiad
Bezdyskusyjnym hitem na dietetyczny obiad dla mojego męża okazała się fasolka.
Żadne inne danie, nawet pyszny gulasz, nie przebiło tej opcji. Ja z kolei nauczyłam się je gotować bez próbowania. To też duża sztuka…
Podwieczorek
Ciekawym odkryciem był chłodnik z botwinki. Jednak jako najlepsze danie mąż wymienia zupę pomidorową z bazylią. Dodałam do niej czosnek, którego nie było w przepisie, i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Jedliśmy jeszcze pyszny lekki kapuśniak –na pewno oboje będziemy do niego wracać. Nie wiem, jak ogólnie podchodzą mężczyźni do zup, ale mojemu mężowi też ich trochę brakowało – nasz dietetyczny jadłospis był w nie trochę ubogi, to fakt.
Kolacja
Kolejne odkrycie – kasza gryczana i brązowy ryż są jadalne! Ogólnie jednak kolacje nie zapadły nam szczególnie w pamięć, może dlatego, że najczęściej zdarzyło im się „wypadać” z jedzeniowego planu dnia. Zazwyczaj – albo dzień był za krótki na pięć posiłków, albo mąż był zmęczony i zasypiał, nie doczekawszy kolacji, albo logistyka kazała wstawić jakiś fit zamiennik. Ale oczywiście spaghetti bolognese (i cóż, że z ciemnego makaronu) jest zawsze mile widziane na kolacyjnym talerzu.
A mąż i tak wspomina z rozrzewnieniem fasolkę…