Czasem dieta jest fajna. Na przykład wtedy, gdy jest taki jadłospis:
Śniadanie – kanapki z serem żółtym
Drugie śniadanie – maliny i marchew
Obiad – sałatka grecka
Podwieczorek – krupnik
Kolacja – ryba po grecku
Mąż uwielbia rybę po grecku, a zrobienie jej okazało się dla mnie proste, a wręcz banalne – mimo że była to pierwsza ryba po grecku w moim wykonaniu. A ileż było śmiechu, gdy okazało się, że ja kupiłam wyliczoną na dwa dni porcję marchwi (na drugie śniadanie), a mąż zjadł ten dwudniowy „przydział” pierwszego dnia, bo skoro leżało na stole, to znaczy, że naszykowałam porcję. Nie wpadł na to, że ja o tej marchwi od chwili wyjęcia z siatki po prostu i kompletnie zapomniałam…
Na diecie może być czasem zabawnie. Przy okazji jednak mąż wciąż chudnie, a chociaż czasem ma już dość i chciałby zjeść „coś normalnego”, to polubił brązowy ryż, ciemne pieczywo i nawet nie grymasi przy krupniku. Widzę, że naprawdę wiele potraw zostanie z nami dłużej, nawet po zakończeniu diety. (I wiem, że na pewno nie będzie to cukinia. :D). Najważniejsze jednak, że wciąż tej diety się trzymamy, bo to wcale nie jest prosta sprawa, wytrwać. Dlaczego? O tym w następnym wpisie. 🙂